Związkowcy zrzeszający pracowników budżetówki są wściekli. Premier Donald Tusk zaproponował, by w przyszłorocznym budżecie dać podwyżkę pracownikom budżetówki 4,1 proc.. Ci jednak żądają kilkukrotnie większych podwyżek, naszym kosztem!
Centrum Informacyjne Rządu poinformowało w czwartek o planie podwyżek dla budżetówki w przyszłym roku. Według portalu money.pl przed rządem pojawiła się propozycja podwyżek o 7-8 proc..
Pierwotna, przygotowana przez Ministerstwo Finansów wynosiła 4,1 proc.. To tę propozycję przyjął rząd Donalda Tuska.
Oznacza to, że Tusk chce mniejszych nakładów naszych pieniędzy na utrzymywanie armii biurokratów, którzy są nam po prostu niepotrzebni, zaś których podstawa pracy to de facto utrudnianie życia zwykłym ludziom. Rozwścieczyło to oczywiście samych pracowników budżetówki.
W komunikacie podkreślono, że wzrost o 4,1 proc. to równowaga dla prognozowanej średniorocznej dynamiki inflacji na przyszły rok. Dzięki tej opcji zaoszczędzimy 8,1 mld zł w porównaniu z propozycją wyższą.
– My tej decyzji na pewno na Radzie Dialogu Społecznego nie zaakceptujemy. Jest nieprzemyślana, wręcz skandaliczna i uderza w pracowników sfery budżetowej – przekonywał dyrektor wydziału polityki gospodarczej OPZZ Norbert Kusiak w rozmowie z WP Finanse.
Kusiak twierdzi, że budżetówka jest od lat zaniedbywana. Kolejne podwyżki zaś mają nie nadążać za wzrostem kosztów życia.
– Od 2021 r. ceny wzrosły w Polsce łącznie o 41 proc. Tymczasem wskaźnik wzrostu wynagrodzeń w budżetówce w tym czasie wyniósł 27,8 proc. – mówił Norbert Kusiak.
Trzy centrale związkowe przygotowały wspólne stanowisko w tej sprawie. Żądają, by z naszych pieniędzy szło na ich wynagrodzenie nie mniej, niż 15 proc..
– Doświadczenia z minionych lat pokazują, że rząd czasem komunikuje decyzję, a następnie markuje negocjacje ze stroną związkową. Mamy nadzieję, że w tym roku zasiądziemy do prawdziwej, konstruktywnej dyskusji – mówił przedstawiciel OPZZ.
dj
wp.pl / tymzyjesz.pl
fot. X / PlatformaObywatelska