Minister klimatu Anna Moskwa przekonywała, że robi zakupy w małym sklepie, gdzie ceny nie zmieniły się mimo wielkiej inflacji, z którą muszą radzić sobie Polacy. Dziennikarze „Wirtualnej Polski” namierzyli sklep, o którym mówiła minister i zapytali sklepową, czy to, co powiedziała Moskwa, to prawda. Ta nie miała żadnych wątpliwości. – To, co powiedziała, to bzdury – stwierdziła sklepowa w sklepie spożywczym „U Stefana” w podwarszawskiej wsi, gdzie Moskwa wraz z mężem regularnie robią zakupy.

Tajemniczy sklep Moskwy

Minister klimatu Anna Moskwa zasłynęła ostatnio twierdzeniem, że wraz mężem robi zakupy „poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie ceny się nie zmieniły”. Wielu internautów wyśmiało tę wypowiedź. Pojawiły się pytania, gdzie znajduje się ten sklep. Biorąc pod uwagę inflację, nawet długi dojazd mógłby być opłacalny.

Jak się okazuje, sklep został odnaleziony przez dziennikarzy „Wirtualnej Polski”.

– Pojechaliśmy do podwarszawskiej wsi, w której mieszka pani minister. W okolicy są tylko dwa sklepy. W pierwszym – przypominającym mały market – usłyszeliśmy, że sprzedawcy nigdy nie widzieli Anny Moskwy – podaje redakcja WP. Nie wskazano jednak, jaka to miejscowość.

Moskwa robi zakupy „U Stefana”

Natomiast kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się mniejszy, lokalny sklep „U Stefana”. W środku jednak nie znaleziono Stefana, a sklepową, która potwierdziła, że minister Anna Moskwa i jej mąż regularnie robią u niej zakupy.

– Sklep jest niewielki. Po prawej stronie od wejścia znajdują się stojaki z napojami, a tuż obok są koszyki z pieczywem. Po drugiej stronie jest długa lada, za którą stoi sprzedawca. Po środku widzimy chłodnię, w której znajdują się wędliny i nabiał. Sklep nie jest samoobsługowy. Towary podaje ekspedientka lub właściciel, którzy prowadzą sprzedaż na zmianę. Większość produktów znajduje się na niedostępnych dla klientów półkach za ladą. Klienci mają do wyboru tylko podstawowe rzeczy znanych producentów – podaje portal.

Wioletta Rój, sprzedawczyni wymieniła kilka cen przykładowych produktów. Najtańszy chleb za pół kg kosztuje 5,60 zł. Kajzerka 80 gr, co jest podniesieniem ceny. Wcześniej kosztowała 60 gr. Masło „U Stefana” kosztuje 9 zł, a wcześniej 5-6 zł.

To bzdury

– To, co pani minister powiedziała, to są bzdury. Ceny zmieniły się jak wszędzie. Inflacja jest nie tylko w sklepach w Warszawie, ale też na wsiach. Nie wiem, na jakiej podstawie ona to stwierdziła – powiedziała wprost pani sklepowa.

– Kiedyś mało kto spoglądał na paragon przy zakupach, a teraz robi to każdy. Ludzie porównują ceny, narzekają, są zszokowani – dodała pani Wioletta.

Właściciel sklepu Stefan Strzelczyk wyjaśnił zaś, że ze słów Anny Moskwy prawdą jest tylko to, że minister robi u niego zakupy. Zaznaczył jednak, że „nie należą jednak do grupy klientów, którzy kupują tu wszystko”.

Ceny poszły w górę

Zwrócił też uwagę, że ceny w sklepie poszły w górę, ponieważ podrożały produkty w hurtowniach.

– W ostatnim czasie znowu najbardziej zdrożał nabiał, pieczywo, warzywa i alkohol. Piekarnie dostały większe rachunki za prąd, to przełożyło się na cenę chleba i bułek – mówił Stefan Strzelczyk, właściciel sklepu „U Sfetana”.

– Rok temu nie sprawdzałem codziennie cen, a teraz muszę to robić przy każdej dostawie. Jestem w dobrej sytuacji, bo mam swój własny lokal i nie muszę płacić kilku tysięcy złotych za użytkowanie. Ale mam opłaty stałe – prąd, ponad 1800 zł miesięcznie, pensja pracownika, ZUS. Dopóki nie stanieje prąd i gaz, to nasza sytuacje będzie trudna – powiedział „Wirtualnej Polsce” właściciel sklepu.

dj

wp.pl

fot. ilustracyjne/fot. YT/polsatnews.pl

szkic zastrzeżony przez wydawcę kontrrewolucja.net

By Redakcja TymŻyjesz.pl

Najlepsza redakcja w Układzie Słonecznym! Codziennie dostarczamy ciekawe i wartościowe treści. KONIECZNIE zaobserwuj nas na Facebooku oraz w X/Twitter!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *