Robert El Gendy to polski dziennikarz o egipskich korzeniach. Dzieciństwo spędził w Olsztynie na Warmii. Teraz w wywiadzie opowiedział o dyskryminacji, jako go spotkała.
Robert El Gendy prowadzi wraz z Tamarą Gonzalez Pereą (znaną jako Macademian Girl) program śniadaniowy Pytanie na Śniadanie w TVP2.
Robert El Gendy o braku ojca i rasizmie
Robert El Gendy ma egipskie i polskie korzenie. Jego ojciec jest Egipcjaninem a matka Polką. Rodzice El Gendiego poznali się na studiach w Moskwie.
Robert przez pierwsze 7 lat życia mieszkał w Kairze w Egipcie. Związek jego rodziców się jednak rozpadł i przyszły dziennikarz wrócił z mamą do Polski, by zamieszkać w Olsztynie na Warmii.
Dziś w szczerej rozmowie z Wideoportalem El Gendy opowiada o niełatwym dzieciństwie. Od ojca-Egipcjanina dostawał jedynie kartki, a na podwórku musiał mierzyć się z rasizmem.
– Kiedy człowiek jest mały, z utęsknieniem patrzy listonosza, który przynosi ci tylko raz do roku pozdrowienia na zasadzie „Happy Birthday”. To jest wtedy dla mnie jak najlepszy prezent. Chwila takiego szczęścia nie do opisania, ale z drugiej strony po latach wiem, że to było bardzo tragiczne doświadczenie. Zostawiało piętno, bo tego taty nigdy nie było i to jest coś, co pamiętam z tych lat właśnie, kiedy ja dorastałem i myślę, że zahartowany zostałem między innymi przez to – powiedział dziennikarz.
Z kolei mama Roberta pracowała w aptece i także rzadko bywała w domu. Głównie wychowywali go dziadkowie.
– Do tej pory z niektórymi tematami sobie nie radzę, dlatego że po prostu nie było taty. Każdy facet potrzebuje takiego kontaktu. Tata nie jest tylko od chwalenia. Czasem powinien nawet skarcić, ale jak jest i nawet raz na jakiś czas powie: „super robota, fajnie, że zmyłeś naczynia” albo „fajnie, że ten talerz odniosłeś do zlewu”, to jest coś. Tata pochwalił, tata cię zauważył. Ja nie miałem szansy na to, także to na pewno nie było łatwe dla mnie – powiedział.
Problemem El Gendiego na Warmii był rasizm. Ostatecznie jednak pogodził się z częścią swoich „prześladowców”, a nawet zaprzyjaźnił.
– W liceum, mieszkając w Olsztynie, musiałem stykać się ze skinheadami. Ruch ten był bardzo popularny. Co drugi chłopak w Olsztynie miał łysą głowę. Dla nich po prostu było fajnie gonić kogoś, kto miał długie włosy, a na dodatek ciemną karnację. Ale z drugiej strony mieszkaliśmy na tym samym osiedlu i kiedy mijała zła faza oni przychodzili i razem graliśmy w kosza, więc do tej pory z niektórymi chłopakami mam kontakt. No, ale rzeczywiście, ci skinheadzi nieraz napędzili mi strachu i musiałem od nich uciekać, ale dzięki temu nauczyłem się szybko biegać i potem na tym boisku nikt mnie nie mógł dogonić – wyjawił.
SJ
Fot. YouTube